Henryk Reyman

ur. 28 lipca 1897 r. w Krakowie, – zm. 11 kwietnia 1963 r. tamże

Każdy z nas słyszał – a może nawet wznosił – okrzyk: „Orły do boju!”, ale mało kto wie, że pierwszy zagrzewał w ten sposób do walki reprezentację Polski Henryk Reyman. A o walce wiedział prawie wszystko. Ten wybitny kapitan i napastnik Wisły Kraków był także zawodowym żołnierzem, obecnym wszędzie tam, gdzie ważyły się losy niepodległości i granic Polski.

Futbol był wielką i pierwszą miłością Henryka Reymana. Dołączył do zespołu juniorów krakowskiej Wisły jako 12-latek, w roku 1914, a w wieku 17 lat zadebiutował w jej składzie podstawowym. Bardzo szybko jednak zamienił koszulę z białą gwiazdą na mundur armii austriackiej. Początkowo służył w poczcie polowej i chciał się dostać do Legionów Piłsudskiego, ostatecznie trafił na front włoski. Jako 20-latek był już dowódcą plutonu karabinów maszynowych. Wykazywał się brawurową odwagą i dwukrotnie odniósł rany. Został odznaczony „za dzielne i skuteczne zachowanie przed wrogiem”. W 1918 r. zgłosił się do Wojska Polskiego, a przez kolejne trzy lata walczył m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej (trzykrotnie otrzymał wtedy Krzyż Walecznych), w kampanii o Małopolskę Wschodnią oraz w I i III powstaniu śląskim, podczas którego został ciężko ranny i trafił do szpitala w rodzinnym Krakowie.

Na rekonwalescencję nie było jednak czasu. Już od roku 1918, czyli od odzyskania niepodległości, Reyman energicznie pracował nad wznowieniem działalności ukochanego klubu Wisła Kraków. Przyczynił się do odbudowy zarówno zdziesiątkowanej po wojnie drużyny, jak i stadionu. Szybko stał się filarem zespołu, a jego siła była legendarna – potrafił strzelić gola tak, że wraz z piłką do siatki wpadał bramkarz. Został pierwszym polskim zawodnikiem, który pokonał barierę 100 goli strzelonych w najwyższej polskiej lidze, i jeszcze dziś w elitarnym Klubie 100 zajmuje wysokie 12. miejsce. W Krakowie przetrwały opowieści, jak to kapitan Wisły po służbie żołnierskiej wsiadał do pociągu i całą noc jechał na mecz albo zostawiał konia przy Plantach i pieszo pędził na boisko. Potrafił zdjąć gips ze złamanej nogi, żeby zagrać w derbach i strzelić cztery bramki. Taki zawodnik musiał trafić do reprezentacji Polski, z którą – jako kapitan – uczestniczył m.in. w igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 1924 r. Występy w krakowskiej Wiśle zakończył w roku 1933 w wieku 36 lat, ale już rok później, gdy przeniesiono go jako oficera Wojska Polskiego do Kutna, stworzył tam Wojskowy Klub Sportowy „Boruta” z silną sekcją futbolową. W Kutnie znalazł też swoją miłość – żonę Lidię.

Rodzinne szczęście trwało jednak krótko. We wrześniu 1939 roku Henryk Reyman jako polski oficer brał udział w wojnie obronnej i został ranny w bitwie nad Bzurą. Z ranami głowy i skiereszowaną szczęką trafił do niemieckiej niewoli, ale zdołał uciec. Ponieważ ciążył na nim wyrok śmierci sądu hitlerowskiego, ukrywał się m.in. u krakowskich sióstr benedyktynek i w tarnobrzeskich lasach, gdzie pracował jako gajowy.

Po zakończeniu okupacji Henryk Reyman wrócił do Krakowa i od razu włączył się w prace nad odbudową piłki nożnej po wojennych zniszczeniach oraz reaktywacją Polskiego Związku Piłki Nożnej. Objął funkcję selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, którą sprawował do 1947 r. To właśnie wówczas narodziło się hasło: „Orły, do boju!”. Szybko jednak okazało się, że dla komunistycznych władz wierzący i bezpartyjny przedwojenny oficer jest niewygodny. Zaczęły się szykany i dopiero po odwilży politycznej w 1956 r. Reyman ponownie poprowadził kadrę narodową, m.in. w legendarnym meczu z ZSRS w 1957 r., wygranym 2:1 na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Potem usunął się w cień. Zmarł w 1963 r., w wieku 65 lat. Na obelisku ku czci Henryk Reymana w Krakowie wypisane jest hasło: „Żył dla chwały polskiego sportu. Jest wzorem dla młodych pokoleń”.


Ministerstwo

 Projekt współfinansowany ze środków
Ministerstwa Sportu i Turystyki

KGHM

Partner Strategiczny

Instytut Łukasiewicza

Realizator