ur. 8 września 1909 r. w Pęckowie, zginął 15 lutego 1943 r. w Auschwitz
Józef Noji to jeden z tych wybitnych sportowców, którzy karierę i sławę zawdzięczają nie tylko talentowi, ale także niezwykłej determinacji. Bo przecież jako dziecko pochodzące z chłopskiej rodziny, którą szybko odumarł ojciec, od najmłodszych lat pracujące fizycznie i zdobywające doświadczenie czeladnicze u mistrza stolarskiego, Józef miał bardzo mało czasu i sił na ćwiczenia sportowe. Ale od zawsze kochał biegać, więc postanowił się zapisać do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, a tam szybko poznano się na jego talencie. Nie było to trudne – według zachowanych wspomnień matki zawodnika podczas lokalnych wyścigów Józef docierał do mety, gdy innych biegaczy nie było jeszcze widać. Wytrzymały chłopak z Pęckowa nie zrezygnował z biegania nawet gdy zaczął pracę w stolarni – po prostu docierał do niej biegiem, pokonując, według różnych relacji, 14 lub 24 kilometry.
Przełomem w jego życiu okazały się zawody organizowane w roku 1933 przez „Kurier Poznański”. Nowicjusz, który dotarł do mety jako drugi, zachęcony przez władze poznańskiego Sokoła przeniósł się do stolicy Wielkopolski, by rozpocząć regularne treningi. I choć po kilku miesiącach został zwycięzcą biegu narodowego, wciąż musiał się troszczyć o byt, pracując jako portier i tapicer.
Następnym etapem kariery Józefa Nojiego była Warszawa. Jako zawodnik stołecznej Legii (znów zarabiający na życie w stolarni) biegacz po raz pierwszy sięgnął po złoto mistrzostw Polski na dystansie 5000 metrów, a po roku obronił tytuł i dołożył do niego drugi – na dystansie 10 kilometrów. Wchodził na tor w czasie, gdy dotychczasowa gwiazda biegów dystansowych, mistrz olimpijski Janusz Kusociński, parał się z kontuzjami i zbliżał do końca kariery zawodniczej. Pecha miał tylko na igrzyskach w Berlinie w 1936 r., gdzie na dystansie 10 kilometrów miał wywalczyć medal, ale stracił do zwycięzcy blisko dwie minuty. Sam Noji tłumaczył gorszą dyspozycję bólami w boku i udzie, złośliwi winili zaś krwisty befsztyk zjedzony przez biegacza przed startem.
Poza berlińskim incydentem lata 30. były dla lekkoatlety – aktualnie warszawskiego tramwajarza – pasmem wygranych zawodów i osobistego szczęścia, łączonego z odwiedzinami w rodzimej wsi. Przerwał je wybuch II wojny światowej. Noji, podobnie jak Kusociński, włączył się w nurt walki podziemnej i zgłosił do pracy w warszawskich warsztatach tramwajowych. Niemcy szybko dowiedzieli się, że to „ten Noji”. Podobno dwukrotnie proponowali mu, by podpisał volkslistę – jego nazwisko miało niemieckie brzmienie – jednak odmówił. Aresztowany we wrześniu 1940 r. w Warszawie, po 9-miesięcznym pobycie na Pawiaku został przewieziony do hitlerowskiego obozu w Auschwitz. Zginął 15 lutego 1943 r., rozstrzelany pod ścianą śmierci bloku XI za próbę wysłania grypsu. Trzy lata wcześniej niemiecka kula zakończyła życie Janusza Kusocińskiego.