Sprytna zagrywka
W 1972 r. w Monachium Władysław Komar nie był faworytem konkursu olimpijskiego w pchnięciu kulą. Zdecydowanie więcej szans dawano Amerykanom. Kulomioci z USA od 1948 r. panowali niepodzielnie w swojej konkurencji.
Przed zawodami trwała wojna psychologiczna. Władysław Komar podczas treningów uzyskiwał wyniki w okolicach rekordu świata, wynoszącego wówczas 21,78 m. Jak sam później przyznał, przynosił na stadion własne kule, z których jedna była lżejsza. Polak korzystał z niej, chcąc zdeprymować rywali. W trakcie zawodów wszyscy mieli jednak równe szanse.
Komar całą swoją energię skumulował w pierwszej próbie. Pchnięcie było wspaniałe, a wynik 21,18 m dał mu prowadzenie. Amerykanie próbowali odpowiedzieć. Najlepszy z nich, George Woods, był bardzo bliski osiągnięcia polskiego kulomiota. Zabrakło mu centymetra. Komar sprawił ogromną niespodziankę, zdobywając złoty medal.
„Wygrywa się głową”
Przez lata polska lekkoatletyka nie mogła się doczekać następcy mistrza olimpijskiego z Monachium. Nadzieje rozbudził dopiero Tomasz Majewski. W 2008 r. nie jechał wprawdzie na igrzyska do Pekinu jako faworyt, ale wiadomo było, że stać go na wiele. W finałowym konkursie zwyciężył w pięknym stylu z wynikiem 21,51 m. Cztery lata później w Londynie uzyskał 21,89 m i obronił tytuł, zostając pierwszym w historii Europejczykiem, który tego dokonał.
Byłem już zupełnie innym zawodnikiem, startowałem z innego punktu. Ostatnia technika przed igrzyskami mi nie wyszła i mój trener był zdenerwowany, więc na imprezach się mijaliśmy, żeby się wzajemnie nie irytować. Ale przyszedł dzień finału i już po pierwszym pchnięciu na rozgrzewce było widać, że wszystko jest okej, że jestem świetnie przygotowany i spokojnie będę mógł walczyć o złoto.
Jak stwierdził Majewski po zdobyciu drugiego złotego medalu olimpijskiego, na igrzyskach wygrywa się głową.
Władysław Komar podczas igrzysk olimpijskich w Monachium, 1972 r.
Źródło: Agencja Newspix.pl / Gerry Cranham
Medaliści igrzysk olimpijskich w Pekinie w pchnięciu kulą. W środku „złoty” Tomasz Majewski, 2008 r.
Źródło: Agencja Wyborcza.pl / Bartosz Bobkowski