ur. 1 maja 1899 r. w Warcie, zginął 26 czerwca 1942 r. na Morzu Północnym
8 maja 1933 r. Stanisław Skarżyński jako pierwszy Polak w historii przeleciał przez Ocean Atlantycki, ustanawiając przy tym rekord świata odległości lotu. Samotny rejs rozpoczął w Saint-Louis w Senegalu, a zakończył w Maceió w Brazylii. Jego twarz trafiła na czołówki gazet, w Polce był nie mniej popularny od Charlesa Lindbergha, który jako pierwszy pokonał Atlantyk sześć lat wcześniej. Jednak mało kto wiedział, że Skarżyński prawdopodobnie nigdy nie zostałby pilotem, gdyby nie rana odniesiona w wojnie polsko-bolszewickiej.
Urodzony w sercu Polski, w Warcie, miał 15 lat, gdy wybuchła I wojna światowa. Zapisał się do Polskiej Organizacji Wojskowej, ale był za młody, by wziąć udział w działaniach wojennych. Do Wojska Polskiego zgłosił w roku 1918, choć właśnie zdał na Politechnikę Warszawską. Powierzono mu dowodzenie akcją rozbrajania żołnierzy niemieckich w rodzimym mieście, a następnie skierowano na front wojny polsko-bolszewickiej. W sierpniu 1920 r. został poważnie ranny w nogę podczas bitwy pod Radzyminem. W polowej lecznicy wdało się zakażenie krwi, w rezultacie czego porucznik Skarżyński spędził dwa i pół roku w szpitalu. Otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari, ale z powodu niesprawnej nogi w wojsku czekała go tylko praca przy biurku. Postanowił więc zostać lotnikiem – wszak w kokpicie samolotu utykanie nie przeszkadza. Ukończył odpowiednią szkołę i w 1925 r. został przydzielony do 1. Pułku Lotniczego w Warszawie.
Stanisław Skarżyński okazał się doskonałym pilotem: odważnym, zręcznym i pełnym temperamentu. W roku 1931 wraz z obserwatorem Andrzejem Markiewiczem obmyślili plan powietrznego rajdu dookoła Afryki. Pomysł był tak brawurowy, że na początku trzymano go w tajemnicy. Jednak mimo licznych przygód, awarii i wymuszonych lądowań Polakom udało się oblecieć Czarny Kontynent, zdobyć popularność na świecie i przyczynić się do rosnącego uznania dla polskiego lotnictwa w Europie. Wspomnienia z rajdu Skarżyński zawarł w książce „25.770 kilometrów ponad Afryką”. Rekordowy lot nad Atlantykiem był także częścią większej wyprawy Warszawa–Rio de Janeiro, po której Skarżyńskiemu zgotowano takie powitanie, że mogłoby ono onieśmielić dzisiejszych celebrytów.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej majora Skarżyńskiego mianowano szefem sztabu w Dowództwie Lotnictwa i OPL Armii „Pomorze”. Odpowiadał m.in. za przerzuty polskich lotników do Francji, a po jej upadku – za ewakuację do Wielkiej Brytanii, gdzie tworzyły się słynne polskie dywizjony lotnicze. Skarżyński został komendantem polskich szkół pilotów, a następnie na własną prośbę przeniósł się do 305 Dywizjonu Bombowego. Zginął, gdy wracał z nalotu na Bremę w nocy z 25 na 26 czerwca 1942 r.