Kazimierz Górski

ur. 1921 we Lwowie, zm. 2006 w Warszawie

Legenda, „trener tysiąclecia”, lwowiak, piłkarz. Nawet ci, którzy nie mają pojęcia, co to spalony, znają jego powiedzenie: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie”. Ojciec największych sukcesów polskiej piłki nożnej: brązowego medalu mistrzostw świata, olimpijskiego złota i srebra. Zrobił to, nie stosując skomplikowanych filozofii – dla niego futbol był prostą grą.

Dzieciństwo i młodość Górski spędził we Lwowie. W domu się nie przelewało, ale on i jego rodzeństwo byli zadbani i czyści. Kazik – niewysoki, ale już wtedy bardzo szybki na boisku (miał ksywkę „Sarenka”) – zawsze dokładnie pucował buty po tym, jak całe dnie biegał za szmacianką czy żonglował zośką. Mimo to, ku rozpaczy matki, niszczył je w ekspresowym tempie.

Karierę zaczynał w lwowskim RKS-ie, potem w Spartaku Lwów i Dynamie Lwów. Gdy miał 18 lat, spełniło się jego marzenie – Wacław Kuchar, legenda przedwojennego sportu (Kazik nosił za nim buty jako dzieciak), wprowadził go do drugiej reprezentacji Lwowa. Grę Górskiego, pełną popisowych dryblingów, porównywano z akcjami przedwojennego mistrza futbolu Ernesta Wilimowskiego. Górski był też bardzo zdeterminowany. Hołdował zasadzie: „Lwowiak, jeśli poddał się, znaczy – już go nie ma”.

Po wojnie był zawodnikiem warszawskiej Legii. W 1953 r. odszedł od kopania piłki – miał już wtedy skończony kurs trenerski w krakowskiej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego. Został asystentem pierwszego trenera Legii Warszawa, Wacława Kuchara, a kilka lat później samodzielnym trenerem (zdobył z tym klubem wicemistrzostwo Polski w 1960 r. oraz 3. miejsce w Ekstraklasie). Trenował też m.in. Marymont Warszawa i Gwardię Warszawa oraz reprezentację młodzieżową (1966–1970). Od 1966 r. pomagał w prowadzeniu reprezentacji seniorów.

W grudniu 1970 r. został samodzielnym selekcjonerem kadry. Ta nominacja go zaskoczyła. Zestresowany, próbował wymówić się od podjęcia decyzji… wizytą u dentysty. W końcu się jednak zdecydował, a 6 lat jego rządów to najlepszy jak dotąd okres w polskim futbolu.

Pierwszym sprawdzianem dla Górskiego okazał się mecz Polska–Szwajcaria w Lozannie w maju 1971 r. Dziennikarze nie byli przychylni nowemu selekcjonerowi, część z nich uważała nominację za chybioną. Po pierwszej połowie, niezbyt zadowalającej, Górski w szatni powiedział graczom parę męskich słów. Poskutkowało. Końcowy wynik, 4:2 dla Polski, był zaskoczeniem. Szwajcarscy dziennikarze określili polski zespół mianem tajfunu. Trener przyznał, że to wtedy złapał kontakt z piłkarzami. Od początku stawiał na grę ofensywną i wpajał to swoim zawodnikom. Nie bał się ryzykować.

W 1972 r. Polacy pojechali do Monachium na olimpiadę. Nie byli, delikatnie mówiąc, faworytami. Mieli też „kompleks Węgrów”, z którymi od wielu lat nie wygrali. Ale to właśnie finałowy mecz z reprezentacją tego kraju, rozegrany w dżdżu i w rozciągających się od wilgoci koszulkach polskiej drużyny, zdecydował o sukcesie. Gdy przy stanie 0:1 dla Węgrów Polacy schodzili do szatni, Górski stwierdził: „Nie przejmujcie się, jesteście lepsi, wynik przyjdzie sam”. I faktycznie – w drugiej połowie Kazimierz Deyna strzelił 2 gole. Kopciuszek olimpiady stanął na najwyższym podium po wyniku 2:1.

Rok później eliminacje do mistrzostw świata przypominały starcie Dawida z Goliatem. Polacy najpierw pokonali Anglików w Chorzowie 2:0, potem zaś, obrzucani wyzwiskami („zwierzęta!”) i puszkami przez angielskich kibiców, zremisowali z nimi na Wembley 1:1 (gola dla Polaków strzelił Jan Domarski). Ten historyczny mecz z 17 października 1973 r. znają wszyscy krajowi kibice futbolu. To właśnie tam Tomaszewski „zatrzymał Anglię”, a brytyjskie media orzekły „koniec świata”.

Ten remis dał Polakom awans do finałów MŚ w 1974 r. w Niemczech. Górski wychodził z prostego założenia: mistrzów trzeba sobie wychować, należy więc dać młodym szansę się „ograć”, bo się uczą, i nie bać się z nimi przegrywać. Pozwolił zatem młodym na grę podczas turnieju w RFN, rezygnując z niektórych „pewniaków z Wembley” (zagrał wówczas 20-letni Władysław Żmuda, a Jana Domarskiego zastąpił Andrzej Szarmach). Nikt nie miał u trenera „abonamentu” na ważne mecze; ten nie wahał się zmieniać nawet najbardziej utytułowanych zawodników. Taki system działał: w RFN „Orły” Górskiego szły jak burza przez kolejne mecze. Ostatecznie zdobyły 3. miejsce. Piłkarze pokonali m.in. mistrzów świata – Brazylię (1:0), przegrali zaś z Niemcami w kontrowersyjnym „meczu na wodzie”, w walce o finał. Grzegorz Lato, z 7 bramkami na koncie, został królem strzelców turnieju.

Na olimpiadzie w Montrealu w 1976 r. Górski i jego podopieczni zaliczyli kolejny sukces: srebrny medal. W kraju jednak srebro przyjęto z rozczarowaniem – nazywano je porażką, a trenera krytykowano (Polacy odpadli też z fazy pucharowej ME). Górski postanowił wówczas zrezygnować z prowadzenia kadry. Wyjechał do Grecji, gdzie trenował kilka klubów, z którymi zdobywał kolejne trofea (Panathinaikos AO – mistrzostwo i Puchar Grecji 1977), AGS Kastoria (Puchar Grecji 1980), Olympiakos SFP (mistrzostwo Grecji 1980, 1981, 1983, Puchar Grecji 1981). Po latach Polak przyznał, że żałował opuszczenia reprezentacji. Wierzył, że mógł z nią jeszcze wiele osiągnąć.

Górski wrócił do kraju w połowie lat 80. Zaczął działać w PZPN, na początku lat 90. był jego prezesem. Za swoją pracę został odznaczony m.in. Złotym Medalem Zasługi dla FIFA, Rubinowym Orderem Zasługi UEFA oraz Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. W plebiscycie „Piłki Nożnej” uznano go za „trenera XX wieku”.

Zmarł w 2006 r. na nowotwór.


Ministerstwo

 Projekt współfinansowany ze środków
Ministerstwa Sportu i Turystyki

KGHM

Partner Strategiczny

Instytut Łukasiewicza

Realizator